Archiwum czerwiec 2008, strona 13


Expander: Skromna oferta produktów związanych...
Autor: muzyczny
02 czerwca 2008, 15:13

Do Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej zostało już tylko pięć dni. Jednak oprócz „Lokaty Polska Mistrzem" Banku Pocztowego i kart MasterCard z logo mistrzostw nie pojawiły się produkty finansowe związane z tą imprezą. Znacznie więcej produktów powstało w związku z Euro 2012, chociaż ta impreza dopiero za cztery lata.

Najciekawszym produktem związanym z Euro 2008 jest „Lokata Polska Mistrzem" w Banku Pocztowym. Od postawy naszej reprezentacji na tej imprezie będzie zależała wysokość oprocentowania wymienionej lokaty. Obecnie trwa subskrypcja (zakończy się 5 czerwca br.). Okres inwestycji to 7 miesięcy - od 6 czerwca br. do 5 stycznia 2009 r. W pierwszym miesiącu funkcjonowania produktu bank gwarantuje odsetki na poziomie 8% w skali roku. W pozostałych 6 miesiącach ich wysokość będzie ustalona na poziomie od 4% do 8%. Oprocentowanie to będzie składało się z części stałej (2%) i zmiennej, której wysokość będzie zależała od liczby wygranych przez Polskę meczów. Każde zwycięstwo podwyższy oprocentowanie produktu o 1 pkt. proc., a remis o 0,5 pkt. proc. Jednak oprocentowanie nie może być niższe niż 4%, nawet, jeśli przegralibyśmy wszystkie mecze.

Choć pomysł na produkt finansowy jest ciekawy, to wynik inwestycji jest niepewny. Bank oferuje niską premię za ryzyko, biorąc pod uwagę alternatywna ofertę na rynku. Oprocentowanie najlepszych półrocznych lokat wynosi obecnie ok. 6,5%, tymczasem bank pocztowy proponuje tylko 8% przy bardzo dużym ryzyku nie wypłacenia stawki na tym poziomie. Warto też pamiętać, że w pierwszym miesiącu od dokonania wpłaty środki są nieoprocentowane. Aby lokata „Polska Mistrzem" dała oprocentowanie na poziomie choćby 6,5% Polska musiałaby zagrać w finale mistrzostw. Żeby oprocentowanie wyniosło 8% Polacy musieliby wygrać wszystkie mecze, w tym finał. Życzymy naszej reprezentacji jak najlepszego wyniku, ale taki scenariusz nie wydaje się zbyt prawdopodobny.

Z tematyką Euro 2008 są też powiązane wydawane obecnie karty MarterCard. Niestety poza tym, iż na części z nich umieszczono wizerunek UEFA EURO 2008 nic się w ich funkcjonalności nie zmieniło. Banki wydające karty tej organizacji płatniczej (m. in. BZ WBK i Polbank) organizują również promocje zachęcające do płacenia nimi. Nagrodami są bilety na mecze oraz gadżety związane z Euro 2008.

Produktem pośrednio związanym z Euro 2008 jest również konto „Wydajesz & Zarabiasz" Banku Zachodniego WBK. Z mistrzostwami łączy go tylko sposób jego reklamy, silnie nawiązujący do mistrzostw. Wykorzystano w nim wizerunek selekcjonera polskiej reprezentacji - Leo Benhakera. Jest to pierwszy w naszym kraju rachunek na którym klientom zwracany jest 1% wartości wszystkich zakupów dokonanych przy użyciu karty płatniczej. Niestety  opłata za prowadzenie konta to aż 7 zł miesięcznie i dodatkowo 1,5 zł  miesięcznie za posiadanie karty. Konto może być jednak atrakcyjne dla osób, które nie korzystają z kart kredytowych, zwłaszcza jeśli skorzystają z promocji. Polega ona na tym, iż rachunek może być prowadzony bezpłatnie pod warunkiem comiesięcznych wpłat w kwocie co najmniej 1 tys. zł. 

Ilość produktów finansowych powiązanych z Euro 2008 jest niewielka. Instytucje finansowe nie zdecydowały się na szersze wykorzystania piłkarskiego święta w celu promocji swoich produktów. Inaczej jest z Euro 2012, które co prawda odbędzie się dopiero za cztery lata, ale za to w naszym kraju. Niedługo po przyznaniu Polsce oraz Ukrainie prawa organizowania Euro 2012 pojawiły się fundusze inwestycyjne nawiązujące do tej imprezy. Fundusze te już rozpoczęły działalność i mają zarabiać na piłkarskiej imprezie. Są to: Allianz Subfundusz Budownictwo 2012, KBC Polska 2012 FIZ oraz UniFundusze Subfundusz UniAkcje: Mistrzostwa Europy 2012. Fundusze te mają inwestować w te branże gospodarki, które mogą najwięcej zarabiać na przygotowaniach do mistrzostw (budownictwo, turystyka, hotelarstwo, itp.)

Gra na emocjach to za mało, wydaje się, że w bankach wygrała chłodna kalkulacja. To, że wszyscy kibicujemy polskiej drużynie nie oznacza, że kupimy produkty pod nią podszyte. O wyborze produktu finansowego decydują bowiem nie emocje piłkarskie, ale rentowność. Inaczej jest w przypadku Euro 2012. Tu, z uwagi na to, że Polska jest współorganizatorem, można liczyć na korzyści dla naszej gospodarki, co może się przełożyć na opłacalność inwestowania w dane produkty.

Jarosław Sadowski,
Katarzyna Siwek

Expander

Czy rosnąca inflacja opóźni nasze wejście...
Autor: muzyczny
02 czerwca 2008, 15:12
Najpierw deficyt teraz inflacja spędza sen z powiek tym, którzy odpowiadają za stan naszej gospodarki. Niby jest dobrze, ale inflacja wciąż rośnie i realnie zagraża nam w szybkim przyjęciu wspólnej waluty.

„Kto flirtuje z inflacją, zostanie przez nią poślubiony” - tak przed laty zwykł mawiać Otmar Emminger, który pod koniec lat siedemdziesiątych – ubiegłego stulecia – kierował pracami niemieckiego Bundesbanku. Słowa te zdecydowanie pasują do sytuacji, jaką od dłuższego okresu czasu mamy okazję obserwować w Polsce. Dotyczy ona – rzecz jasna – wciąż rosnącego wskaźnika inflacji, który w kwietniu br. osiągnął wartość 4 proc. (r/r).

Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim to, że coraz więcej musimy płacić za wszelkiego rodzaju dobra i usługi, że siła nabywcza naszej waluty spada, że kredyt jest dla nas coraz droższy, że polski eksport staje się mniej opłacalny i konkurencyjny zarazem. Co gorsza, wszystko wskazuje też na to, że na owych 4 proc. się nie skończy i na koniec roku możemy spodziewać się inflacji bliskiej 5 proc. Natomiast eksperci z Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju kreślą wręcz kasandryczną wizję dla naszej gospodarki, twierdząc, że na koniec roku zanotuje ona wzrost wskaźnika inflacji na poziomie blisko 5,5 proc., a w roku 2009 może on osiągnąć wartość nawet 8,4 proc.

Ciężko dziś jednak – przy tak szybko zmieniającej się rzeczywistości – przewidzieć czy taki scenariusz ma szansę się urzeczywistnić. No chyba, że dalsze działania rządu będą wyglądały tak, jak ma to miejsce w chwili obecnej. Rząd bowiem w zbyt małym stopniu przejmuję się chyba tym, że rośnie inflacja, skoro jego działania są dziś ukierunkowane na jej wzrost, aniżeli jej obniżenie. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że z jednej strony władze rządowe zapowiadają zdecydowaną walkę z inflacją, a z drugiej strony godzą się na kolejne podwyżki płac w tzw. budżetówce. W ten sposób przyczyniają się tylko do nakręcania spirali inflacyjnej, która może niebawem okazać się zgubna dla naszej gospodarki.

Polski problem z inflacją staje się jeszcze bardziej absorbujący, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż stanowi ona dla nas jedno z kryteriów zbieżności na drodze do strefy euro. Trzeba to sobie dziś wyraźnie powiedzieć, że z takim poziomem inflacji, z jakim dziś mamy do czynienia w naszym kraju, nie ma nawet co marzyć o rychłym przystąpieniu do strefy euro. Polskie władze wyraźnie przespały moment, w którym inflacja zaczęła się – niemal samoistnie – napędzać. Później, gdy się już się zorientowano, że może ona znacznie przewyższyć cel inflacyjny, było już za późno. Wprawdzie RPP zaczęła podnosić stopy procentowe, a rząd obniżać – dość nieporadnie - deficyt budżetowy, ale na to wszystko – zdaniem wielu ekonomistów – było zdecydowanie za późno. Pomimo tego, minister Rostowski uspokaja i twierdzi zarazem, że inflacja nie stanowi dla nas jakiegoś większego zagrożenia i Polska na pewno będzie w stanie sobie z nią poradzić przed przyjęciem euro. Należy jednak mieć świadomość tego, że Polska musi (czy jej się to podoba czy nie) poradzić sobie z inflacją, w przeciwnym bowiem razie nie będzie nawet mowy na temat naszego uczestnictwa w strefie euro. Tutaj dla przykładu można posłużyć się przypadkiem Litwy, która w 2007 roku miała przyjąć euro. Jednak tak się nie stało. Uzasadniając odmowę dopuszczenia Litwy do Eurolandu Komisja Europejska przyznała, że kraj ten spełnił wszystkie warunki przyjęcia wspólnej waluty poza ograniczeniem inflacji, która w tamtym okresie czasu wyniosła 2,6 proc. i tym samym przewyższała o 0,1 punktu procentowego limit zawarty w tzw. kryteriach z Maastricht. Polska zatem musi uzyskać pozytywną ocenę KE na temat poziomu wskaźnika inflacji, innej alternatywy bowiem nie ma. Liczenie zatem z jej strony na jakąkolwiek przychylność przedstawicieli Komisji w tym względzie, byłoby daleko idącym nieporozumieniem.


Bartosz Niedzielski